Anglicyzmy to zapożyczenia z języka angielskiego – słowa, które na stałe weszły do naszego języka. Występują one tak naprawdę w większości języków, a te najmocniej utrwalone są dla nas już tak naturalne, że nie zdajemy sobie sprawy z ich zapożyczenia. Skąd się biorą? Jakie są ich rodzaje? I które z nich używamy najczęściej? O tym właśnie przeczytasz w artykule.
Weekend, menedżer, drink, blog czy też parking – te słowa brzmią swojsko, prawda? A przecież wszystkie przywędrowały do nas z angielskiego! Tak mocno zadomowiły się w naszym języku, że mało kto pamięta, że to zapożyczenia. Ciekawi Cię, jak angielszczyzna wpływa na naszą codzienną mowę? Czytaj dalej!
Anglicyzmy – czyli co? Najprostsza definicja
Anglicyzmy to zapożyczenia z języka angielskiego występujące w języku polskim:
- w formie oryginalnej (np. weekend),
- w formie zaadaptowanej do języka polskiego, czyli spolszczone (np. menedżer).
Skąd biorą się anglicyzmy? W dużej mierze to zasługa ogromnego wpływu kultury anglojęzycznej – filmów, muzyki, Internetu czy popkultury. Zapożyczenia to zresztą nic nadzwyczajnego – pojawiają się w każdym języku, który wchodzi w kontakt z innymi. A że dziś to angielski pełni rolę lingua franca, czyli języka międzynarodowej komunikacji, to nic dziwnego, że właśnie z niego przejmujemy najwięcej słów.
Równocześnie pamiętajmy, że anglicyzmy to nie jedyne zapożyczenia w naszym języku. „Makijaż”, „balejaż”, „perfumy” czy „biżuteria” są zapożyczeniami z języka francuskiego, a „balast”, „blat”, „lakier”, „makler” czy „meldować” to przykłady germanizmów (zapożyczeń z języka niemieckiego).
„Nie ma żadnego dowodu na to, że jakikolwiek język rozwinął się w kompletnej izolacji od innych języków”.
Grey S. Thomason1
Sprawdź też:⤵️
Angielski dla najmłodszych: Jak wprowadzić dziecko w świat języka angielskiego?
Top 10 anglicyzmów, które… nigdy nie powinny zostać przetłumaczone
Wiele anglicyzmów najlepiej działa właśnie w swojej oryginalnej formie. Nie wynika to z historii języka angielskiego ani jego roli w obecnym świecie, ale z o wiele bardziej prozaicznego powodu: angielski ma więcej słów niż większość języków. Dzięki temu określenia angielskie są często po prostu bardziej trafne – nasze polskie słowa mogą być albo zbyt ogólne, albo zbyt szczegółowe lub po prostu… nie istnieje żaden odpowiednik, który nie byłby opisowy. A że każdy język dąży do uproszczeń, w sytuacji gdzie nie ma ekwiwalentu, chętniej zapożyczamy słowa, niż tłumaczymy je pełnymi zdaniami.
No dobrze, ale to jest tylko teoria – zerknijmy na praktyczne przykłady:
✅ selfie – tutaj tak naprawdę nie ma lepszego słowa
✅ cool – moglibyśmy tutaj użyć słowa „fajny”, ale to mimo wszystko nie to samo…
✅ OK – tutaj mamy co prawda alternatywy, np. „w porządku”; jednak ok jest znacznie prostsze i krótsze, co zarówno pokrywa się z dążeniem języka do uproszczeń, jak i… z dawnymi ograniczeniami znaków w SMS-ach, gdzie każda litera była na wagę złota
Skrót SMS pochodzi od angielskiego Short Message Service, czyli dosłownie „usługa krótkich wiadomości”. To techniczne określenie standardu przesyłania krótkich tekstów między telefonami komórkowymi, które pojawiło się w latach 90.
W Polsce (i wielu innych krajach) słowo „SMS” bardzo szybko zaczęło być używane w codziennym języku jako synonim wiadomości tekstowej: „wyślę ci SMS-a”, „dostałam SMS-a” itd. Natomiast w krajach anglojęzycznych skrót „SMS” raczej nie wszedł do potocznego języka – zamiast tego mówi się po prostu „text” lub „text message”. Zamiast „I’ll send you an SMS”, Brytyjczyk czy Amerykanin powie „I’ll text you”.
Czyli my używamy skrótu technicznego jako codziennego słowa, a oni zostali przy bardziej naturalnym „text” – taki językowy twist kulturowy. 🙂
✅ weekend – „końcówka tygodnia” brzmi niezręcznie, a „sobota-niedziela” nie oddaje idei czasu wolnego; „wolne” będzie za to zbyt ogólne
✅ online – „w sieci” czy „w trybie sieciowym” są opisowe i nieporęczne
✅ spam – „niechciana poczta” jest poprawna, ale znacznie dłuższa i mniej intuicyjna
Słowo spam pochodzi z języka angielskiego i oznacza… konserwę mięsną – popularną mielonkę marki SPAM. Jak przywędrowało z puszki do naszych skrzynek e-mailowych? Winna jest brytyjska grupa Monty Python. W jednym z ich kultowych skeczy z 1970 roku kelnerka próbuje wymienić potrawy z menu, ale każda z nich zawiera SPAM – a siedzący przy stole wikingowie zaczynają śpiewać głośno „SPAM, SPAM, SPAM…”. Absurd i nadmiar sprawiły, że słowa zaczęto używać na określenie czegoś, co jest wszechobecne, uciążliwe i niechciane – dokładnie tak, jak dzisiejsze maile reklamowe.
✅ deadline – „ostateczny termin” to niby odpowiednik, ale nie ma tego samego emocjonalnego ciężaru plus jest nieporęcznie długie
✅ chill – „wyluzować się” to fraza, a „chill” jest krótsze i bardziej naturalne w wielu kontekstach, szczególnie że określenia z „chill” utrwaliły się już w kulturze, zarówno międzynarodowej, jak i tej polskiej
✅ feedback – „informacja zwrotna” istnieje, ale „feedback” jest szybszy i bardziej powszechny w języku biznesowym; dodatkowo feedback zazwyczaj jest do pracy, jakich działań, a „informacja zwrotna” ma nieco bardziej ogólne znaczenie
✅ gaming – nie oznacza po prostu „grania w gry”, a raczej mówi o całej kulturze i zainteresowaniu grami jako hobby
Sprawdź też: ⤵️
Moje dziecko chce być youtuberem, co dalej?
Kiedy anglicyzmy są pomocne, a kiedy mogą zacząć przeszkadzać?
Anglicyzmy potrafią być naprawdę użyteczne – są zwięzłe, dobrze brzmią w kontekście cyfrowym i często od razu wiadomo, o co chodzi. Czasami wręcz ułatwiają komunikację, szczególnie w branżach, gdzie język angielski jest standardem.
Zdarza się, że sięgamy po anglicyzmy nawet wtedy, gdy mamy pod ręką równie trafne (albo trafniejsze!) polskie słowa. Przykład? Czasownik „lajkować” – choć już mocno osadzony w języku Internetu – właściwie niczym nie różni się od naszego swojskiego „polubić”. Oba słowa opisują tę samą czynność, ale wybór między nimi bywa czymś więcej niż tylko kwestią językową – często niesie za sobą styl, przynależność do konkretnej grupy albo chęć podkreślenia nowoczesności.
Podobnie w marketingu – coraz częściej spotykamy się z określeniami typu content specialist zamiast „specjalista ds. treści”. Czasem to zabieg wizerunkowy, który ma zasugerować nowoczesności. Czasem – po prostu wpływ środowiska zawodowego, w którym angielski jest językiem codziennym.
Nie ma w tym nic złego – język żyje i reaguje na zmiany społeczne. Warto jednak zadawać sobie pytanie: czy dane zapożyczenie rzeczywiście coś wnosi, czy może jedynie maskuje to, co już dobrze znamy po polsku?
Sprawdź też:⤵️
Zasady przydatne w słowotwórstwie
Ciekawostki: Anglicyzmy, które brzmią inaczej niż w angielskim
Nie wszystkie anglicyzmy w języku polskim znaczą dokładnie to samo i są tak samo używane. Oto kilka przykładów:
✅ weekend – po angielsku oznacza on nie tylko sobotę i niedzielę, ale również piątek wieczór (i o ile w j. polskim mówimy, że zaczynamy weekend w piątek, to umawiając się w weekend mamy na myśli jednak sobotę albo niedzielę); z drugiej strony, Anglicy nie powiedzą „long weekend” mając na myśli dłuższe wolne, tak jak my używamy określenia „długi weekend”
✅ shopping – po angielsku oznacza po prostu robienie zakupów, a w języku polskim ten anglicyzm stosujemy głównie do zakupów odzieżowych lub spędzania czasu w galeriach handlowych
✅ lifting – w j. angielskim oznacza podnoszenie, a w slangu angielskim kradzież lub bycie złapanym przez policję; w Polsce używamy tego słowa do… zabiegów odmładzających.
Sprawdź też:⤵️
Ciekawostki o Wielkiej Brytanii
Kiedy warto zastąpić anglicyzm polskim odpowiednikiem?
Czasami warto zastąpić anglicyzmy polskim odpowiednikiem. Może być ku temu kilka powodów:
- istnieje dobrze funkcjonujący polski odpowiednik (np. „event” → „wydarzenie”),
- anglicyzm zaciemnia znaczenie (np. osoba, która nie zna angielskiego, nie będzie wiedziała co znaczy „deadline”),
- anglicyzm brzmi sztucznie lub pretensjonalnie (np. „ASAP” zamiast „jak najszybciej”,
- zastosowanie dotyczy urzędowej lub formalnej komunikacji – większość anglicyzmów (poza tymi najbardziej utrwalonymi w języku codziennym) uznawane jest za język potoczny.
Co więcej, niektóre słowa w języku polskim brzmią po prostu lepiej niż po angielsku. Kilka przykładów:
- „zawrotka” zamiast „U-turn”,
- „świeżak” zamiast „newbie” lub „noob”,
- „dziara” zamiast „tatuaż”.
Sprawdź też:⤵️
Czy kontakt z multimediami szkodzi dzieciom?
Anglicyzmy: które są „na czasie”, a które zaraz znikną?
Na czasie są przede wszystkim anglicyzmy pokoleniowe – te używane przez młodszych użytkowników Internetu. Dodatkowo możemy tu zaliczyć anglicyzmy związane z ogólnoświatowymi trendami. Przykładowo:
- boomer
- zoomer
- cringe
- flexować
- AI
- prompt
- deepfake
- streaming
Z drugiej strony, tego typu anglicyzmy łatwo wypadają z łask – niedługo możemy zaobserwować rzadsze użycie słów popularnych wśród nieco starszych pokoleń, na przykład:
- lajkować – najpewniej zastąpi je po prostu „zostawiać reakcję”,
- inboxować – dawniej popularne, teraz powoli wypiera je inny anglicyzm, a raczej angielski skrótowiec: „napisać DM”,
- influencer – przy obecnym wysypie domorosłych influencerów, możliwe jest, że Ci więksi i poważniejsi twórcy przyjmą inną nazwę, np.: „kreator treści” lub „celebryta”; oczywiście krąg się zatoczy i po pewnym czasie zapomnimy o influencerach a za to będziemy mieli wysyp celebrytów.
Sprawdź też:⤵️
Skrótowce rządzą, czyli TOP 10 polskich i angielskich skrótowców dzieci i młodzieży
Z przymrużeniem oka: anglicyzmy, które Polacy wymyślili po swojemu
Wiesz już wszystko o anglicyzmach w języku polskim – super! Na koniec, zerknijmy na kilka zabawnych przykładów naszej polskiej kreatywności, czyli tego jak dostosowaliśmy anglicyzmy do naszego języka:
- Facebook → „fejsbuk”
- Jam session, czyli luźne granie na instrumentach → „dżem seszyn”
- Literally → „literalnie”, bo dosłownie nie ma innego ekwiwalentu…
- Update → „apdejtować”, bo „aktualizować” jest za mało aktualne…
Sprawdź też:⤵️
- Kreatywność: czym jest i jak ją pobudzić?
- Jak wykorzystać mnemotechniki w nauce angielskiego?
- Idiomy angielskie. Które warto znać? Lista + sposoby na zapamiętanie
Źródło:
Mękarska, A., & Kamasa, V. (2015). Modowe freaki i backpakerzy. Najnowsze anglicyzmy na polskich blogach. Investigationes Linguisticae, 32, 35–52.