Jednym z ważniejszych zadań rodzicielstwa jest wychowanie dzieci, które w przyszłości będą niezależnymi i samodzielnymi dorosłymi. By to osiągnąć, warto podejmować odpowiednie działania już dosyć wcześnie – oczywiście, adekwatnie do wieku i możliwości dziecka. Jak jednak mądrze podejść do tego tematu? Kiedy wspierać dziecko, a kiedy oczekiwać od niego samodzielności?
Samodzielność szyta na miarę i potrzeby dziecka
W najwcześniejszej fazie rozwoju dziecko jest zupełnie zależne od rodziców – potrzebuje ich wsparcia, bliskości, zadbania o jego potrzeby fizyczne i psychiczne. Nie ma tu za bardzo przestrzeni na samodzielność. Czy jednak na pewno? Wyobraźmy sobie 10-miesięcznego szkraba, który siedzi na dywanie i próbuje wkładać klocki do sortera. Na początku zadanie wydaje się trudne i maluch się frustruje. Jego rodzic może zareagować na różne sposoby:
- może wziąć klocek z ręki dziecka i włożyć go za niego w odpowiedni otwór
- może zostawić dziecko samo i poczekać, aż da radę wykonać zadanie, patrząc jednocześnie, czy frustracja nie osiąga zbyt dużego nasilenia
- może usiąść obok i coś dziecku delikatnie podpowiedzieć, nie wyręczając go
W tym pierwszym scenariuszu dziecko jest pozbawione szansy na samodzielne działanie i zdobycie doświadczenia, że może sobie poradzić. Ten przykład pokazuje, że często to codzienne, z pozoru „błahe” sytuacje będą miały wpływ na budowanie samodzielności i poczucia kompetencji dziecka. I można być na nie uważnym już dosyć wcześnie. Kluczem będzie tu obserwowanie dziecka i dostosowywanie wymagań do jego możliwości. Z naciskiem na realne możliwości dziecka, a nie na to, co rodzic sobie na ich temat wyobraża („zrobi to niedokładnie”; „jest jeszcze za mały(-a)”, „za długo to trwa”, „i tak nie da rady”). Pracując w przedszkolach często widziałam sceny w szatni, podczas których dziecko stało, patrzyło przed siebie i było ubierane przez mamę czy tatę.
Tymczasem, kilka godzin wcześniej, ten sam maluch ubierał się samodzielnie lub z niewielką pomocą nauczyciela, gdy cała grupa wychodziła na plac zabaw. Dzieci często dają znać, że coś chcą zrobić samodzielnie – np. wybrać ubranie do przedszkola, jeść łyżką, pomóc przy sprzątaniu. Warto wtedy za tym podążać; nawet jeśli oznacza to, że dana czynność potrwa trochę dłużej/ będzie wykonana z mniejszą dokładnością czy wybór nie zawsze spodoba się dorosłemu.
Jeśli dziecko się czegoś uczy, oczywiste jest, że na początku nie będzie w tym biegłe i będzie potrzebowało więcej czasu. Nie ma tu drogi na skróty. Jeśli natomiast rodzic będzie ignorował sygnały dziecka o potrzebie samodzielności, istnieje spore ryzyko, że z czasem dziecko przestanie je wysyłać. Konsekwencją tego będzie poczucie bezradności, niechęć do podejmowania działań i niska samoocena.
Samodzielność trzeba ćwiczyć i to nie „od jutra”
Czasami rodzice wpadają w pułapkę myślenia o dziecku, że jest przecież takie „malutkie” (myśląc np. o 5-latku) i na samodzielność przyjdzie jeszcze czas. Wyobrażają sobie jakiś bliżej nieokreślony moment w przyszłości, kiedy ich pociecha będzie samodzielna. Np. przez całe przedszkole dziecko jest wyręczane w większości drobnych obowiązków typu sprzątanie zabawek, odkładanie naczyń czy ubieranie się, a gdy idzie do szkoły nagle oczekuje się od niego, że jest już „wystarczająco duże” i teraz powinno radzić sobie samo (co zresztą często jest też oczekiwaniem ze strony szkoły).
Inny przykład: przez kilka lat rodzice nie wymagali od swojego dziecka samodzielnej nauki, odrabiając za nie lekcje, po czym na etapie np. VI klasy – ze zdziwieniem odkrywają – że dziecko kompletnie nie radzi sobie z samodzielnym organizowaniem nauki i dbaniem o obowiązki szkolne. Podobnie może być właściwie z każdą umiejętnością typu dbanie o porządek czy zarządzanie kieszonkowym. Odnośnie tej ostatniej kwestii – sama byłam kiedyś świadkiem, jak pewni rodzice, którzy nigdy wcześniej nie dawali synowi kieszonkowego, wysłali go na pierwszy obóz. Z tej okazji syn dostał określoną kwotę na drobne przyjemności. Chłopak wydał wszystko już pierwszego dnia i następnego dzwonił do rodziców z prośbą o przesłanie dodatkowej kwoty. Jakie było ich zdziwienie, że syn kompletnie nie poradził sobie z tym zadaniem!
Jeśli chcesz wspierać dziecko w byciu samodzielnym i zaradnym, nie oczekuj, że ta umiejętność „sama się w dziecku wyrobi”. Albo, że zadzieje się to „z dnia na dzień”. Zachęcam bardziej do myślenia o tej kwestii, jak do nabywania jakiejkolwiek innej umiejętności, np. wprowadzania zdrowej diety czy ćwiczeń fizycznych. Warto zaczynać „małymi kroczkami”, systematycznie, konsekwentnie i nie odkładać tematu „na jutro”.
Kiedy i jak wspierać dziecko? Czy zawsze ma być tylko samodzielne?
Ta kwestia bywa dla wielu rodziców kłopotliwa. Czasami, nawet pomiędzy partnerami, dochodzi na tym polu do sprzeczek. Klasycznym przykładem będzie sytuacja, w której mama mówi: „on jest na to jeszcze za mały”, a ojciec upiera się, że „da sobie radę”. Tu warto odwołać się do kwestii, o której już wspominałam, czyli do obserwacji dziecka i do tego, by z góry nie zakładać, że dana rzecz (jeśli jest adekwatna rozwojowo) na pewno mu się nie uda. A nawet jeśli tak będzie, to nie stanie się nic złego. W końcu na tym polega życie, że nie wszystko nam się udaje.
W takich sytuacjach z pewnością nie należy mówić do dziecka: „a nie mówiłem(-łam)! Daj, zrobię to za ciebie!”. Warto po prostu docenić to, że dziecko podjęło próbę i zachęcić je do kolejnej.
Jak mądrze wspierać dziecko w trudnych sytuacjach?
Poza zachęcaniem do podejmowania prób, warto wyrażać wiarę w to, że dziecko sobie poradzi. Jeśli dziecko potrzebuje pomocy, to nic nie stoi na przeszkodzie, by mu jej udzielić (ale go nie wyręczać i nie robić tego od razu, zanim ono choćby spróbuje zmierzyć się z danym wyzwaniem). Inną kwestią jest pozwalanie dziecku na popełnianie błędów i szukanie rozwiązań.
Kiedy dziecku coś nie wychodzi, mierzy się z frustracją (jak zresztą każdy). Niektórzy rodzice chcą w takich sytuacjach od razu rozwiązać problem za dziecko, by oszczędzić mu tej niewygody. Jednak ona jest w pewnym sensie potrzebna:
- po pierwsze dlatego, że jest wpisana w nasze życie i dobrze, jak dziecko się z nią oswaja,
- po drugie dlatego, że to właśnie owa frustracja i niewygoda jest siłą napędową do szukania sposobów na wyjście z sytuacji.
Warto zatem nie biec zbyt szybko i natarczywie z rodzicielską odsieczą, co nie oznacza, żeby zupełnie zostawiać dziecko, gdy sytuacja je przerasta. Jeśli dziecko stoi przed jakimś wyzwaniem, ważne jest, żeby nie obarczać go własnymi niepokojami. Tym wyzwaniem np. dla 3-latka może być wspinaczka na drabinki. Jeśli usłyszy ono: „tam nie idź, bo spadniesz” z pewnością zachwieje to jego poczuciem kompetencji. Gdy dziecko idzie do szkoły, może usłyszeć od rodzica, że w szkole jest „masa nauki i żarty się skończyły”. Zamiast więc iść tam zmotywowane, będzie przestraszone.
Warto pamiętać, że wychowanie to balansowanie pomiędzy wspieraniem, otaczaniem opieką, a uczeniem samodzielności i wzmacnianiem autonomii. Ten balans będzie zależał od wieku dziecka, jego możliwości i sytuacji; jednak nawet już u małych dzieci można (i należy) w niektórych obszarach wzmacniać ich samodzielność. Z nauką samodzielności jest jak z ćwiczeniami fizycznymi – wymaga czasu i praktyki. I choć z jednej strony dzieci „rwą” się do bycia samodzielnymi, to w niektórych sytuacjach niewłaściwa postawa rodzicielska może tę samodzielność blokować. Dlatego tak ważna jest świadomość dorosłych z otoczenia dziecka, jak wspierać ten obszar. Po to, by po latach móc z dumą i satysfakcją obserwować swoje w pełni samodzielne, zaradne i niezależne dorosłe już dzieci.
Autorka: Justyna Kobyra, psycholog dziecięca
Zdjęcie: Yan Krukov | Pexels